Dokąd na karpia? Już wiemy!
To nie jest wpis sponsorowany ani promocja lokalu. Po prostu stwierdziłam, że tak wielkie zaskoczenie kulinarne trzeba opisać. Zaskoczenie? Ano tak, bo w naszym domu karpia się nie lubi. Nie kupujemy nawet na Wigilię – tylko ewentualnie parę kawałków dla babci, która jada go z chęcią. Karpie sprzedawane przed Bożym Narodzeniem są niedobre, pachną i smakują mułem i żaden sposób przyrządzenia nie jest w stanie tego zmienić. I jeszcze te ości! Aż tu nagle – wizyta w Miliczu pokazała mi, że karp może być pyszny!
Zacznijmy od tego, że karp milicki to nie jest zwykły karp. Ma nawet własną stronę WWW! Czytamy na niej, że: W dniu 27 grudnia 2007 r. został wysłany wniosek do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi o rejestrację Karpia Milickiego jako Chronionego Oznaczenia Geograficznego. Wniosek w imieniu producentów złożył Oddział Dolnośląski Polskiego Towarzystwa Rybackiego. Tradycja hodowli tej ryby w regionie jest bardzo długa, w zasadzie sięga jeszcze okresu piastowskiego! Karpie z Milicza i okolic słyną od wieków z wysokiej jakości i walorów smakowych, bo – mimo że żyją przy dnie zbiorników – nie maja aromatu błota. Zawdzięczają to przebywaniu przed odłowem w wodzie o dużym przepływie, która wypłukuje okropny aromat. Poza tym w hodowli nie stosuje się sztucznych pasz i chemii.
I to naprawdę czuć. W punktach, gdzie można kupić tutejsze ryby, zawsze jest mnóstwo chętnych. A już w Zajeździe u Bartka jest ich po prostu tłum.
Drewniany domek nad stawem to knajpo-smażalnia, którą w ryby zaopatruje własne łowisko. W karcie znajdziecie przede wszystkim karpia, ale są też inne ryby – podawane w wielkich porcjach, z pyszną kapuścianą surówką i frytkami. Zresztą – sami zobaczcie jadłospis:
Ja brałabym wszystko. Co zamówiliśmy? Oczywiście karpia! Do tego po zupie rybnej, znajomi wzięli karpia i lina. Co do zupy rybnej – małam wyższe oczekiwania; ta była OK, ale jadłam lepsze (choćby mój własny Chowder z dorsza czy Kokosową zupę rybną, na którą przepis mam dla Was w zanadrzu).
Natomiast ryby… znikły w okamgnieniu. Nawet nie zdążyłam zrobić zdjęcia! Arcysmakowity karp w panierce został w dużej części pochłonięty przez naszego 5-latka. On co prawda nie ma problemów z jedzeniem, ale widziałam przy stołach naokoło inne dzieci wcinające z ochotą rybne dania. A to o czymś świadczy!
Ponoć sezon na karpia milickiego to (oczywiście) Boże Narodzenie, ale i na początku lata chętnych jest zatrzęsienie. U Bartka trudno o stolik, mimo, że to nie wykwintna restauracja. W porze obiadowej na swój talerz trzeba czekać prawie godzinę (!!!) a jednak gości to nie zraża. Czy to nie dowód na wysoką jakość i pyszny smak?
W te okolice warto przyjechać nie tylko dla smaków, ale też turystycznie. Milicz leży w Dolinie Baryczy, gdzie bardzo popularne są spływy kajakowe malowniczymi trasami. A jazda samochodem między akwenami czasem potrafi przyprawić o ciarki (wąska szosa na kilkumetrowej grobli pomiędzy stawami – nie zwolnicie dostatecznie na zakręcie i hyc! do wody).
Jeśli będziecie przejazdem w tych rejonach i zgłodniejecie, darujcie sobie sieciowe szybkie jadłodajnie i poświęćcie chwilę na posiłek w Zajeździe u Bartka. Adres: Nowy Zamek – Średzina 56-300 Milicz. My będziemy tam wracać na 100% – tyle pozycji menu do wypróbowania!
Smacznego!
* Pierwsze i drugie zdjęcie pochodzi ze strony ubartka.pl
Be the first to comment.