Pomorze Zachodnie: 2 miejsca, gdzie warto zjeść
W tym roku wybraliśmy się na wakacje nad polskie morze – do sanatorium. Pogoda – średnia (tradycyjnie, prawie każdego dnia rano było pochmurno i czasem padał deszcz, a po obiedzie nagle wychodziło słońce i robiło się ciepło). Nie wykąpałam się w morzu ani razu, ale nie żałuję, bo nie po to przyjechaliśmy. Ważne były względy zdrowotne, a oprócz tego – morskie smaki! Przez cały pobyt jedliśmy pysznie, a dwa miejsca uznałam za szczególnie warte polecenia. Oczywiście – chodzi o ryby, które nigdzie nie smakują tak, jak nad morzem właśnie. Przed powrotem kupiliśmy ich trochę wcześnie rano prosto z kutra od rybaków, bo część z tych potraw chcemy odtworzyć w domu!
Smażalnia u Rybaka Mariana – Mrzeżyno
Najstarsza smażalnia w Mrzeżynie. Polecali ją wszyscy internauci, więc oczywiście postanowiliśmy sprawdzić te opinie. Lokalizacja w porcie, blisko „źródła surowca”, rodzinna jadłodajnia czynna sezonowo, samoobsługa. Spróbowaliśmy oczywiście: zupę rybną i zestawy rybne – dorsza i gładzicę z dodatkami. Obie ryby wspaniale przyrządzone, delikatne w smaku, absolutnie bez ciężkiego aromatu „smażeniny” – panierka prawie niewyczuwalna. Zupa – super! Treściwa, aromatyczna, z dużą ilością ryby (czasami knajpy oszczędnie gospodarują tą bazą zupy, ale nie w tym wypadku) – miseczki zostały prawie wylizane. Do tego – dania zostały podane błyskawicznie. Nie dlatego, że były przygotowane zawczasu i odgrzane (w pewnym momencie chciałam zmienić decyzję, ale okazało się, że za późno, bo ryby są już „w produkcji”) – po prostu tak sprawna obsługa. Podpisujemy się wszystkimi rękami i nogami pod pozytywnymi recenzjami.
Nie dziwi mnie, że klienci wracają i sezon po sezonie przychodzą na obiady do Mariana. Naprawdę, to obowiązkowy punkt kulinarny na mapie okolicy.
Ceny – do zaakceptowania (za 2 zupy rybne i 2 zestawy ryb z surówkami i frytkami + piwo i soczek zapłaciliśmy trochę ponad 90 pln)
Smażalnia Ryb Kergulena – Niechorze
Najstarszy tego typu lokal na całym Pomorzu Zachodnim. Kiedy zaparkowaliśmy w Niechorzu, odpaliłam Internet i TripAdvisor, który jednoznacznie podpowiedział właśnie Kergulenę jako najlepsze miejsce do zjedzenia ryby. Przygotujcie się na mały spacerek od największej lokalnej atrakcji, czyli latarni morskiej i motylarium, ale chyba każdy przyzna mi rację – wizyta jest tego warta, a doznania kulinarne przewyższają oczekiwania. W lokalu obowiązuje samoobsługa, ale przemiła pani z obsługi zawsze podpowie, jakie ryby są akurat najświeższe, sezonowe, jakie porcje warto zamówić (które rybki są małe, które duże). Zamówiliśmy węgierską zupę rybną (1 szt.), kergulenę z sosem chili i masłem czosnkowym w zestawie i dorsza w zestawie + dodatkowe frytki, piwo bezalkoholowe i sok. Tanio? Nie za bardzo – ok. 130 pln. Ale… uwierzcie mi, to było coś wyjątkowego! Węgierską zupę jednogłośnie mianowaliśmy królową rybnych zup i jeszcze dziś spróbujemy ją odtworzyć w domowych warunkach. Jest bardzo ostra, gęsta, pełna warzyw, to po prostu rewelacja. W Kergulenie było w niej pełno ziela angielskiego (trzeba było intensywnie wyławiać, ale może właśnie to jest część tajemnicy jej fenomenu?).
A ryby – poezja! Wspaniałe, subtelne w smaku. Kerguleny z rusztu (3 szt. – zapowiadane jako małe, ale nie dałam im rady, a naprawdę potrafię dużo zjeść) zostały podane z sosem chili, z dużą ilością gorczycy, więc z początku myślałam, że to czysta musztarda francuska, ale zwracam honor – sos rewelacyjny! Nie są w ogóle ościste, sam kręgosłup ryb wręcz rozpada się pod widelcem. Dorsz również przepyszny, ale uwaga – duża porcja oznacza naprawdę OGROMNĄ ilość ryby. Frytek w zestawie dużo – to ważna informacja dla rodzin z dziećmi, bo dzieci – wiadomo, kochają frytki. Sałatki/surówki wybiera się na bieżąco, odbierając zamówienie. Porcje duże, można mieszać i brać „pół na pół” – wszystko pyszne i świeże.
Smażalnia Kergulena oprócz ciepłych dań oferuje też sałatki rybne, głównie ze śledzia. Szkoda, że nie zrobiłam zdjęć, bo są tak kolorowe i apetycznie wyglądające, że chciałoby się kupić wszystkiego po trochu. My planowaliśmy zakup, ale na koniec byliśmy już tak najedzeni, że zrezygnowaliśmy. Następnym razem na pewno kupię.
Smażalnia u Rybaka – Dźwirzyno *
(* – powyższe zdjęcie nie jest mojego autorstwa, pochodzi z bloga http://arkadiuszkucharski.blogspot.com/)
Do tego lokalu trafiliśmy wieczorem, włócząc się po Dźwirzynie ze znajomymi. Długie wnętrze, podzielone na knajpę i sklep rybny, wygląda niezbyt zachęcająco (zimne światło jarzeniówek, białe „szpitalne” kafle na ścianach itp.). Na szczęście zjeść można na zewnątrz, przy stolikach ustawionych nad brzegiem kanału. Na nasze dania musieliśmy bardzo długo czekać; nikt nie wywołał naszego numerka ani nie przyniósł talerzy. W końcu, trochę zniecierpliwieni, sami po nie poszliśmy. Niestety, nie mogę powiedzieć z własnego doświadczenia, czy karmią tam dobrze, bo podgryzłam tylko kilka frytek. Recenzje internautów są jednak pozytywne i znajdziecie je np. tu lub tu. Mąż zamówił tradycyjnie dorsza i bardzo go sobie chwalił. Zdjęć brak, z powodu późnej pory i złego oświetlenia.
Bardzo tęskniłam za polskim morzem. Po 2-letnim okresie bez urlopu cieszyliśmy się wolnym czasem nad Bałtykiem jak nigdy i w pełni korzystaliśmy z nadmorskiego menu! Mam w zanadrzu kilka przepisów, które – mam nadzieję – zainspirują Was do ciekawego wykorzystania tego, co oferuje nasze morze. No i – do odwiedzenia miejsc, które my odwiedziliśmy.
Smacznego!
Be the first to comment.