Zapiekane puree kalafiorowe
Nie wiem, jak Wy, ale ja uwielbiam ziemniaczane puree. Nie ma takiej ilości, której razem z Maksem nie moglibyśmy pochłonąć. Kochamy i tyle. W ograniczaniu spożycia węglowodanó to była jedno z najtrudniejszych ograniczeń, więc gdy trafiłem w odmętach Internetu trafiłem na informację, że kalafior się nadaje na puree, chwilę później już się gotował we wrzątku. Danie jest keto, jest też przyjazne diabetykom, więc jak Wasz cukier lubi zaszaleć z poziomami, to to może być fajny dodatek do obiadu.
W tej wersji puree trafiło pod warstwę serów i wylądowało w piekarniku, co też polecamy.
Co będzie potrzebne?
- jeden cały kalafior
- sól
- solidne pół łyżeczki gałki muszkatałowej
- 50g masło
- zimne mleko
- starty ser
Przygotowanie:
Kalafiora płuczemy i wrzucamy do wrzącej osolonej wody. Żeby szybciej się ugotował, warto go podzielić na duże różyczki. Gotujemy do miękkości.
Ugotowanego odcedzonego i jeszcze gorącego kalafiora wrzucamy do miksera/blendera, dodajemy solidną łyżkę masła (można więcej, jeśli komuś nie przeszkadza), sporą szczyptę soli i rozdrabniamy aż uzyskamy gładką masę. Do blendera dodajemy zimne mleko – po trochę, aby uzyskać odpowiednią konsystencję. Kremową, ale nie płynną.
Na koniec przyprawiamy gałką muszkatałkową, jak mówi Maks. Taka masa jest świetnym zastępstwem klasycznego puree ziemniaczanego a i można sobie pozwolić na więcej z racji tego, że jedynym „zagrożeniem kalorycznym” jest masło. W wersji stuningowanej puree trafiło do naczynia do zapiekania, poleciał na wierz tarty ser i ta kombinacja udała się do piekarnika nagrzanego do 200 stopni tylko po to, żeby ser na powierzchni się stopił i przyrumienił. Świetna kombinacja, polecamy! Sam kalafior to warzywo, znane z zawartośći minerałów. Udowodniono mu też działanie przeciwrakowe.
Be the first to comment.