Domowy wędzony ser (i co nieco o wędzeniu)
Odkąd mamy wędzarnię, kilka razy w roku urządzamy zadymianie wędlin i serów. Smak jedzenia przetwarzanego takim domowym sposobem nie ma sobie równych! Czy wiecie, że większość produktów, które kupujemy w sklepach jako 'wędzone’, jest w rzeczywistości spryskiwana płynnym koncentratem wędzalniczym, który nadaje wyrobom spożywczym odpowiedni kolor i aromat? Ten 'sztuczny dym’ jest oczywiście prostszy w użyciu dla wielkich zakładów przetwórstwa spożywczego, które konserwują w ten sposób żywność na skalę przemysłową oraz bardziej ekonomiczny, bo np. mięsa wędzone metodą tradycyjną tracą w czasie tego procesu ok. 1/2 swojej masy (podczas gdy te napompowane chemicznym dymnym ekstraktem i inną chemią – przybierają niemal dwukrotnie). Z prawdziwym wędzeniem ma to niewiele wspólnego, choć firmy bronią się argumentami ochrony zdrowia (ponoć na tradycyjnie zadymianych produktach miały się osadzać substancje smoliste, czyniąc je rakotwórczymi) czy ochrony środowiska (dym zanieczyszcza powietrze). Nic z tych rzeczy!
W moim domu tych argumentów się nie uznaje. W wędzarni lądują, oprócz tradycyjnych mięs, sery, ryby czy przyprawy (przydymiona sproszkowana papryka ma smak nie z tej ziemi!). Co ciekawe, w ten sposób można przygotowywać również owoce czy warzywa, choć jeszcze tego nie próbowałam.
Możecie powiedzieć, że nie każdy przecież ma odpowiedni sprzęt i miejsce do wędzenia, że sąsiedzi będą się skarżyć na dym etc. Na wszystko jest jakiś sposób!
Po pierwsze, schemat wędzarni jest naprawdę prosty (zobaczcie tu). Musicie mieć źródło ciepła (tam tlą się drewna albo trociny), zamkniętą przestrzeń do położenia lub powieszenia produktów spożywczych oraz dobrze zaizolowany przewód, który połączy jedno z drugim i przez który dym z drewna przepłynie do komory z mięsem czy serami. Ważne, aby do pierwszej komory miało dostęp powietrze, bo żar musi być jakoś podsycany. Czy myślicie, że do tego wszystkiego potrzebny jest specjalistyczny sprzęt? To popatrzcie na to! (zdjęcie obok pochodzi ze strony worekpomyslow.pl)
Po drugie, nie musicie mieszkać w domu. Jeśli macie ogródek działkowy lub znajdziecie kawałek oddalonego, nieużywanego pola, możecie szybko zbudować tymczasowe, ale świetne stanowisko wędzarnicze.
Po trzecie, można wędzić nawet w domu. Wpiszcie w wyszukiwarce hasło 'Wędzienie metodą garnkową’ – dla chcącego nic trudnego.
My również czasami stosujemy rozwiązanie prowizoryczne! Powstało w kącie naszego garażu z myślą o dniach, kiedy pada deszcz i nie chce nam się wychodzić na dwór, albo o wędzeniu serów, które odbywa się w niskiej temperaturze (inaczej ser by się roztopił). Nie uwierzycie, z czego zostało zbudowane! (jeśli słyszeliście gdzieś o konkursie dla kreatywnych majsterkowiczów, to dajcie znać – zgłoszę tam mojego męża!)
- Stary karton po pampersach
- Aluminiowy pojemnik do szczotki WC
- 2 gumowe przewody
- Pompka do akwarium
- Sporo taśmy klejącej
Uwaga, trzymajcie się.
Jak sądzę, cenowo zmieściliśmy się w 50 złotych. Partyzancka wędzarnia doskonale spełnia swoje zadanie. Trzeba tylko pamiętać o podniesieniu na małą wysokość bramy garażowej i wietrzeniu. W dużej wędzarni jako źródła ciepła używamy drewnianych polan (najlepsze są owocowe – wiśnia i jabłko lub olcha czy buk). Takiego drewna nie trzeba nawet kupować. W naszej okolicy rośnie bardzo dużo dzikich jabłoni, pod którymi leżą oberwane grube gałęzie. Do pojemnika po szczotce oczywiście drewno się nie zmieści, więc wkładamy tam trociny. Tlą się powoli, dając temperaturę poniżej 30 stopni Celsjusza.
Sery (najzwyklejsze Goudy) stoją sobie grzecznie na podstawce i nabierają dymnego aromatu przez ok. 8 godzin. W dużej wędzarni można je też powiesić (będziecie potrzebować siatki wędzarniczej), wtedy produkt końcowy będzie z wyglądu przypominał ser typu Rolada Ustrzycka, ale w smaku będzie dużo intensywniejszy i po prostu lepszy.
Co dalej można robić z serem? Oczywiście – przechowujemy w lodówce. I tak nie będzie stał tam w nieskończoność, bo tego typu przysmaki znikają w okamgnieniu! Natomiast dobrym pomysłem jest próżniowe zapakowanie sera, aby dłużej pozostał świeży. W tym celu warto zaopatrzyć się w pakowarkę próżniową (do kupienia np. w hipermarkecie Jula za nieco ponad 200 złotych + zapas folii za ok. 50 złotych). Taki sprzęt warto zresztą mieć niezależnie od tego, czy wędzimy cokolwiek czy nie. Zobaczycie, jak bardzo będzie przydatny np. w czasie świąt.
Jeśli jesteście takim seromaniakiem jak ja, nie muszę Wam opowiadać o rozmaitych zastosowaniach sera. Jest niezastąpiony w zapiekankach, pizzach, przekąskach, sałatkach czy zwykłych kanapkach. I czy wiecie, że… na świecie wytwarza się ponad 4 tysiące różnych odmian sera? Jeśli uwędzicie swój własny, będziecie mieć jeszcze jeden unikalny na skale światową rodzaj, którego nie ma nikt inny!
Smacznego!
Be the first to comment.