Klunkry czyli raj food blogera
Za Wikipedią: Klunkier (język polski) – rzeczownik, rodzaj męskozwierzęcy. Znaczenia: (1.1) reg. pozn.: grat, rupieć.
Mimo że definicja wskazuje Wielkopolskę jako region pochodzenia tej nazwy, używa się jej również na Dolnym Śląsku. I to tam właśnie po raz pierwszy trafiłam na klunkry. Od tego czasu zwiedzanie wszelakich graciarni (a właśnie w okolicach Wrocławia czy Wałbrzycha jest ich bardzo dużo) wciągnęło mnie bez reszty. Bardzo lubię odkrywać nowe mekki szperaczy, np. w zeszłym roku natknęłam się na 2 rupieciarnie w okolicach Sobótki, obie usytuowane w starych stodołach.
Co tam można znaleźć? Właściwie wszystko i z każdego okresu. Rzeczy nowe i antyki. Przedmioty piękne i zupełny kicz. Z początku interesowały mnie głównie stare meble i udało mi się upolować kilka perełek. Ale od pewnego czasu na celowniku mam tylko i wyłącznie zastawę stołową, ponieważ mam kręćka na punkcie wszelakich rzeczy związanych z jedzeniem.
Wiadomo ogólnie, że dla osoby kochającej gotować i o tym pisać, ważne jest odpowiednie podanie i wyeksponowanie potraw. Dlatego klunkry to eldorado food blogera. Wazy, sosjery, talerze wszelakich rozmiarów, półmiski, salaterki, kubki, kieliszki, szklanki i filiżanki, karafki, sztućce – to wszystko czeka na nowych właścicieli w cenie kilku złotych za sztukę. Stan przedmiotów – od idealnego po akceptowalny; zdarzają się wyszczerbione krawędzie, ale właściciele graciarni przeważnie pilnują, aby oferować klientom atrakcyjny towar.
Jeśli traficie do klunkrów, raczej nie nastawiajcie się na zakup pełnego obiadowego serwisu na 12 osób. Stare porcelanowe kolekcje są zdekompletowane i najwięcej przedmiotów jest dostępnych w 1 egzemplarzu. Oczywiście, zdarzają się pełne zestawy kawowe czy nienaruszone komplety do podawania posiłków, ale są rzecz jasna osobno wycenione i tu już kończy się strefa okazji.
Ja niezmiennie od lat powiększam swój zbiór holenderskich kokilek do zup (bulwowate misko-kubki z uchem i nadrukowanymi przepisami po niderlandzku), zbieram też biało-granatowe talerze z angielskiej porcelany. Ostatnio dostałam prezent – śliczną czerwoną owalną formę do zapiekania. Gliniane żaroodporne naczynia to mój kolejny konik; każda wizyta na klunkrach kończy się zakupem jakiegoś. Mam już całkiem duże, mam średnie i całkiem małe. Mój mąż z kolei kolekcjonuje kieliszki (głównie do whisky), dzięki czemu znalazłam nowy sposób na ładne podanie sałatki.
Tych z Was, którzy mają dusze szperaczy, zachęcam do poszukiwania klunkrów. Informacja dla osób z okolic Warszawy – obiekt 'klunkrobodobny’ znajdziecie na Szosie Jadowskiej przy wyjeździe z Wołomina. Sklep o nazwie ’Komis u Krysi’ co prawda oferuje asortyment podobny do znanych mi graciarni (meble, zastawa, drobiazgi), ale ceny są tu zdecydowanie bardziej warszawskie. Choć i tak dość niskie. Warto zajrzeć.
Owocnego polowania!
Be the first to comment.